Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Twarz biednego Olesia okryła się purpurą.
— Cóż on żenić się myśli?...
— Gdzie zaś! młody chłopak podobał się jejmości... a nie lubi próżnować! cha! cha!
— Niechże ją jasne pioruny... krzyknął Oleś jeśli to prawda.
— Ale na miłość boską! cicho! mnie nie kompromituj! To złe towarzystwo dla panny Hanny... powiedz o tém cicho starościnie... Ona zgubny wpływ na nią mieć może. To stara kokietka! powiadam ci...
Spojrzał na zegar.
— A dalipan po dwunastéj! do widzenia! czekają na mnie...
Ścisnęł rękę strapionego Olesia i wyszedł.