Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Klasnął w ręce — Staszek! co najprędzéj do ubierania...
Porwał się ściskać Sylwana.
— Nie umiem ci wyrazić mojéj wdzięczności, przecież będę czynnym!
Sylwanowi ta radość i pośpiech wydały się dziwnie, pożałował nawet, że mu to słowo rzucił, tak płocho pochwycone, że tę myśl nieszczęśliwą poddał — lecz cofnąć ją, odebrać temu rozpieszczonemu dziecięciu, już było niepodobna. Porwał ją Herman jak zabawkę i odprawiwszy brata co rychléj, poszedł zaraz do matki.
Hrabina, która wiedziała że w łóżku leżał, niezmiernie zdziwiła się widząc go tak wyelegantowanym, zdrowym i wesołym. Zdziwioną była bardziéj, gdy prosząc ją o posłuchanie zaczął od słów.
— Wie mama co, ja chcę się starać o pannę Hannę Junoszankę? Mama miała doskonałą myśl, panna ładna i bogata... bardzo poważna i dystyngowana.. zdecydowałem się.
— A to bardzo dobrze! przecież raz masz rozum! odezwała się matka uradowana — je ne demande pas mieux!
— Ale niechże mi mama pomoże, dodał Herman... wiem, że tam nasi dobrzy znajomi różne mają projekta i podsuwają różnych... niech mi nie przeszkadzają...
— To się rozumie! któżby ci chciał przeszkadzać — zawołała hrabina — będziesz miał wszyst-