Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

szyć chyba, nie rozczulić. Widziéć i czuć się narażoną na walczenie o własnéj sile przeciwko żywiołom, które całe wrażenie zniszczyć miały — było dla biednéj dziewczyny tak straszném, iż jéj odwagi brakło. Jéj saméj nie starczyło sił by w sobie zamknąć dramat cały, i odegrać go sobą. Ostudzała ją nawet uboga sukienka polepiona tak z ladajakich gałganków by pyszny strój Veroneńskich patrycyuszów córy zdala kłamała...
Teatr był pełen... Viola nie miała odwagi spojrzéć przez otwór w kurtynie na zebraną publiczność, która dopominała się rozpoczęcia sztuki, niecierpliwém tupaniem...
Dyrektor widząc ją tak upadającą i bezsilną sam podprowadził ażeby rzuciła okiem na świetną salę...
Loże na ten raz były pełne, krzesła nabite, parter zasiany głowami, nawet w raiku tłum się nacisnął tak, iż zdało się niepodobieństwem choć jedną więcéj wpuścić jeszcze osobę.
W krzesłach Viola z biciem serca poznała siedzącego Sylwana... osamotnionego zupełnie wśród obcych. W loży na prawo znajdowała się obok siwowłoséj staruszki piękna panna i przy niéj znany Violi dobrze z twarzy pan Herman... W drugiéj siedziała rozmawiając pochylona z niemi młoda pani, któréj łysy towarzyszył mężczyzna i dwóch czy trzech kawalerów. Viola poznała w niéj siostrę Sylwana widzianą z nim w teatrze.
Dla czego Sylwan siedział tak osobno, Viola odga-