Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

mi tego za złe, płochą nie jestem, lecz — serce moje obrażone — ostyga... miłość własna odpycha od tego którego kochałam. Chciałabym się przemódz — nie mogę... Między nami wszystko skończone...
To mówiąc wstała idąc ku drzwiom, gdy Lelia zastąpiła jéj drogę i głosem uspokojonym odezwała się.
— Słówko jeszcze, moja Hanno droga? Uczynisz co ci się podoba... jesteś wolną... Ja nawet prosić cię nie będę za bratem... Stracona wiara trudno powraca... lecz powiedz mi, powiedz proszę... wyznaj mi prawdę... co ją w tobie zachwiało?
Hanna ocierając oczy podniosła wzrok smutny na Lelię.
— Od przyjazdu naszego tutaj — rzekła, nie ma dnia, rozmowy niema, żeby w niéj przybywający do nas nie tknęli pana Sylwana, malując go ze wszech stron czarno, szydersko... niepoczciwie. Oburzało mnie to nie wpływając na przekonanie... Pan Herman go bronił — serce moje go broniło, w ostatku on sam w obec tysiąca osób przyszedł umyślnie przekonać mnie, że na jego miłość rachować nie mogę... Nie ja zerwałam — on sam — lecz między nami wszystko — wszystko skończone!
Lelia odstąpiła kilka kroków... Hanna chciała coś mówić jeszcze... i razem zbliżyła się ku drzwiom...
Spokojnie bardzo zdejmując z palca pierścień, wdowa pospieszyła ku niéj. Daj mi z łaski swéj, rzekła — ostatni dowód przyjaźni, bądź pośredniczką