Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Znalazła go smutnym, zrezygnowanym i spokojnym... nadto może spokojnym po stracie jaką poniósł, a która zdawała się bezpowrotną. Na pierwsze słowa, które wyrzekła chcąc obwiniać ludzi, Sylwan... zatrzymał ją. — Proszę cię i błagam, ani słowa o tém... nadto cierpię.
— Co myślisz z sobą?...
— Nic nie wiem... bądź co bądź, nawet dla szczęścia narzucać się nie mogę, modlić o nie, nie będę. Stało się! Winny okoliczności, winno serce Hanny... może ja sam. Inaczéj jednak postąpić nie mogłem... lub nieumiałem.
— A miłość twoja dla Hanny?
— Została w sercu całą i nieporuszoną.
Widząc, że brat niechętnie się tłómaczy i mówić nie chce — Lelia przerwała w końcu rozmowę, z pewném podziwieniem wpatrując się w niego, bo miłości téj ani męzkiego cichego cierpienia pojąć nie mogła. W niéj burzyło się wszystko...
W tém w przedpokoju dał się słyszéć głos zadyszanego pana Aleksandra. Od chwili tych improwizowanych zaręczyn, był on ciągle w najsprzeczniejszych usposobieniach, które nim na przemiany miotały; szczęśliwym się czując i strwożonym. Budził się zafrasowanym żałując porywczości z jaką się wdowie oświadczył, to znowu roił odrodzoną szczęśliwość i młodość, i gotował się wyjawić wszystko przed starościną.
Ciche żarty Dołęgi, który dotąd go nie wydał z se-