Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

konieczne — je vous donne ma parole — vous n’avez qu’à dire...
Herman tak był tém wyznaniem osłupiony, iż się na odpowiedź nie zebrał... stał... Lubicz po tém coup de theâtre z tryumfującym uśmiechem, pewny siebie skłonił się i wyszedł...
— Infamisy! szepnął Herman...
Nadzwyczaj trudno byłoby wytłómaczyć co się działo w sercu tego chłopca, który jednego dnia miewał najzłośliwsze fantazye i najcnotliwsze poruszenia, który był uczuciowy, namiętny, szyderski, zimny, mistyk i sceptyk... na którego nigdy rachować nie było podobna w złém ani w dobrém... bo w téj burzącéj się mieszaninie wszelkich żywiołów nic jeszcze nie wzięło góry i nie można było powiedzieć czy się z tego wyrobi cukier czy ocet... W stosunku do Hanny... Herman powodowany był ciekawością poznania jéj i życzliwością szczerą dla brata... Więcéj nęciła go Viola — Hannę badał z zajęciem, miał dla niéj szacunek, nic go ku niéj nie pociągało zresztą. Wydawała mu się często bardzo powabną, zawsze dosyć straszną.
Najczęściéj rozmawiali z nią o Sylwanie, a Herman nie taił się z gorącą sympatyą i uszanowaniem dla człowieka, któremu, jak mówił, nie godzien był trzewika rozwiązać... Teraz leżało mu na sercu, aby ich zbliżyć, przeszkody obalić — i któż wie? czy nie odsunąć go od Violi a samemu zająć przy niéj to