Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

oczy w ciemnych obwódkach wychodziły z dziwnym blaskiem jakby dogorywających świateł... cerę miała bladą i jednostajną, prawie przejrzystą — usta tylko różowością malinową odbijały się na niéj ostrym obrysem. Ale na wargach tych, w uśmiechu tyle było wyrazu zagadkowego, tyle wdzięku! Ciemnych włosów warkocze w nieładzie oplątujące głowę téj maseczce marmurowéj barwy, nadawały uroczy koloryt bistru i złota...
Viola weszła, Herman za nią wśliznął się na palcach, a Cerber mrucząc i ruszając zgarbionemi ramionami, stanął pod drzwiami na straży. Pawłowa w takich wypadkach zwykła się była natrętnie kręcić po pokoju.
— Dałem tu Sylwanowi rendez-vous, odezwał się Herman, aby się o zdrowie pani dowiedziéć, i prawdziwiem pani wdzięczen, że mi nie każesz stać na wschodach. Bardzo pragnąłem się tu dostać...
— Aby mnie skompromitować? zapytała Viola — aby powiedzieć przed przyjaciołmi, że bywasz u aktorki?... i aby ci przyjaciele pomyśléć mogli, żeśmy w najczulszych stosunkach? Nieprawdaż panie? spytała Viola chłodno.
— Widać z tych posądzeń, że pani mnie wcale nie znasz, odezwał się Herman; bo ja nigdy w życiu nic dla ludzi nie robię, niczém się nie chwalę, a żyję dla siebie.
— I chwalisz się pan tém tylko?
— Nie — ale się tego nie zapieram... Od pierw-