praszać... Panna Frisch oburzona nie ustępowała. Hrabinę porwał płacz ze śmiechem serdecznym...
Wysłano po doktora, ktoś ze służących dał znać Hermanowi... Syn nadbiegł, ale nie dał poznać po sobie, że zna i widział pannę... Przez Złocińską wszakże kazał jéj powiedziéć, żeby jechała do domu spokojna...
Z wyjściem panny Frisch, pokój został przywrócony... hrabina piła wodę z cukrem i kroplami laurowemi — i płakała... Herman sam przy niéj pozostał. Wzięła go za rękę bojaźliwie niemal zawstydzona...
— Hermanie, rzekła — trzeba zapobiedz skandalowi — na miłość Boga! Oszukano mnie... Lubicz jest człowiek nikczemny... Idź powiedz mu.
— Mamo kochana, ja — nie mogę, odparł Herman... Trzeba, żeby mama napisała list, poszlemy mu odprawę... a ręczę, że jeśli się ośmieli próg tego domu przestąpić... nie wróci z niego cało...
Długiemi łzy, a nawet kilkodniową chorobą, skończył się tak nieszczęśliwie jesienny romans hr. Ramułtowéj, która, pobożną będąc zawsze, stała się po téj próbie tak bolesnéj, stokroć jeszcze gorliwszą w modlitwach i praktykach religijnych...
Herman już tego dnia, przewidując, że może być w domu potrzebny na krok się nie ruszył.
Straszliwa burza, natychmiast zażegnana, zagroziła Lubiczowi... Odebrał list hrabiny i osłupiał. Z razu sądził, że mu się uda wytłómaczyć; lecz ojciec
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.