Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

Ścisnęli się serdecznie, umówiono się o godzinę. Herman zaprosił Dołęgę, który teraz był mu (pożyczywszy od niego paręset talarów) jak najlepszym przyjacielem. Lelia i Sylwan... niewiedzieli może o Junoszy, bądź co bądź obiecywali przyjść i na godzinę się stawili. Towarzystwo tak dobrane... zmieszało się nieco z razu... ale gospodarz był pewien, że chmury do pieczystego i szampana się rozejdą. Lelia zajmowała miejsce gospodyni, pan Aleksander zajął obok niéj krzesło. Naprzeciw niego siedział Sylwan, przy Olesin Dołęga, gospodarz przy bracie.
Obiad rozpoczął się zimno.
Dopiero po Sherry żywsza rozmowa słyszéć się dała — podano Chambertin niewidzianéj doskonałości i do wyboru Château Lafitte i d’Yquem wonny... tak, że cały pokój aromatem swym napełnił... pan Aleksander przy rybie począł mówić z Lelią i wzdychać... około pieczystego śmiano się głośno... Sylwan był wprawdzie ponury, ale tego Herman wziąwszy na siebie, tak od reszty gości odciągnął, iż nikomu nie przeszkadzali... Dołęga zaś z niezrównaną zręcznością wiązał na nowo rozerwaną sieć, w którą był wpadł Oleś czuły...
Przy szampańskiém pochylił się on uśmiechnięty ku Lelii i zaklinał ją, by ofiary serca nie odpychała.
Jak tam dalsza poszła rozmowa, nikt nie słyszał, dosyć, że wstając do czarnéj kawy i likworów, byli wszyscy w najmilszém usposobieniu — a Oleś odosobniony siedział z Lelią i na wieczór do siebie gwał-