Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

nie poruszało — dawała im odprawę z krwią chłodną, z pogardą lub obojętnością pańską.
To postępowanie dawnoby ją było mogło wyrzucić z teatru, wśród którego miała nieprzyjaciół zawziętych, ale bez niéj teatr obejść się nie mógł. Ona jedna w nim była prawdziwą, namiętną artystką. Najwięksi nieprzyjaciele musieli jéj przyznać ten ogień święty, którego napróżno w sobie szukali. Grała z równém przejęciem się najmniejsze i największe role, młode i stare... a cudowny instynkt dozwalał jéj zgadywać odcienie, barwy, mimikę, które wywoływały u najobojętniejszych oklaski. Pomimo tych powodzeń na scenie, uboga truppa nie była w stanie jéj opłacać tak, aby spokojnie sztuce oddać się mogła, a Viola nigdy nie przyjmowała żadnego daru od nikogo, życie więc było tak ciężkie jak wyrobnicy — z tém jeszcze, iż natarczywym miłościom płochéj młodzieży trzeba się było nieustannie oganiać.
Złota młodzież nie pojmowała, nie wierzyła, nie rozumiała, by artystka śmiała być tak surową, tak dumną i tak nielitościwie odpychającą.
Dla zabezpieczenia się od natrętów, sierota przygarnęła do siebie starego suflera z żoną, dwoje biednych a uczciwych łudzi, którzy dla niéj stanowili zasłonę i obronę. Sufler, który niegdyś występował na warszawskiéj scenie, o czém bardzo opowiadać lubił, nie tłómacząc się dokładniéj, jakie intrygi dalszych go na niéj pozbawiły sukcesów, — oprócz nad-