Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

do młodego chłopca, który czasem za to poobiednie godziny spędzał u niej, paląc cygaro, na samotnéj gawędzie...
Oprócz panny Złocińskiéj, zwykłe towarzystwo wieczorne składał jeden ksiądz kanonik, przez grzeczność tytułowany prałatem, który doskonale grał w wista i umiał zręcznie prowadzić rozmowę o niczém... nie zaczepiając o żaden przedmiot draźliwy — jeden stary doktór, człek zabawny, dowcipujący nie szkodliwie, tak, że bawił wszystkich a nikogo nigdy nie zranił — i prezes, którego tytuł starożytny niewiadomo do jakiéj odnosił się prezydentury. Prezes miał dwie wstążki orderowe u fraka (miał je i u paltota) — minę urzędową, twarz wygoloną starannie do włoska... Uchodził za polityka... ale nie mówił nigdy nic, chrząkał w najgorszym razie, w innych usta podnosił, brwi ściągał, głową trząsł, ramionami ruszał, a z tych znaków ludzie go znali, wyciągali wnioski najpewniejsze co do przyszłéj konjunktury polityki europejskiéj.
Jest rzeczą pewną, że gdy miała nastąpić wojna z Austryą, prezes ilekroć mówiono o zgodzie, kładł rękę za kołnierz, tarł szyję i chrząkał... Nie było to bez znaczenia. Późniéj doktor i kanonik przypomnieli to sobie, a prezes się śmiał, ale ani przeczył ani potwierdzał że był prorokiem... Hrabina go za takiego uważała.
Wieczorem tego dnia, gdy Herman dostał tak srogą odprawę od Violi, było zwykłe przyjęcie