Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Strój hrabinéj, dobrany jak najstaranniéj był przepyszny, i matrona wydawała się w nim majestatycznie. Suknię miała aksamitną fiołkową z koronkami czarnemi, trzy sznury pereł na szyi, bransoletę ze szmaragdem ogromnym na ręku... a we włosach gwiazdę brylantową wielkiéj ceny. Wyglądała jak królowa... i spodziewała się, że u starościnéj toaletę jéj kobiecą przynajmniéj ocenić potrafią. Lekko licząc miała z półtora tysiąca dukatów na sobie... Herman blady, z bólem głowy, znudzony ale wyelegantowany starannie, podał jéj rękę do powozu.
Podróż całą, krótką zresztą odbyli w milczeniu, hrabina wkładała upartą rękawiczkę numer sześć, która żadnym sposobem na małą wprawdzie lecz pulchną rączkę wnijść nie chciała... Kareta stanęła, Herman wyskoczył... i powoli zaczęto wchodzić na pierwsze piętro...
Starościna nie miała ani takich salonów, ani przyborów wspaniałych dla przyjęcia gości, lubiła téż prostotę i wyszła do hrabinéj w czarnéj sukni swéj jedwabnéj, koronkowéj chustce, z włosami siwemi gładko przyczesanemi... Hanna także, nie mogąc być czarno, ubrała się biało. W salonie znajdował się już wcześniéj przybyły Sylwan, który stał skromnie u okna i Lelia uchodząca tu za domowę... Oleś z kamizelką okrutnie otwartą i olbrzymiemi mankietami białemi, we fraczku paryzkim, zdala zakrawał na kawalera.
Oprócz tych osób był już przyjaciel domu nieoszacowa-