Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

Zrana już pannie Cecylji zapowiedziała Piotruska, że towarzyszyć pewnie będzie starościnie, a Julek wpadł, namawiając ją, aby się jak najpiękniej ubrała i pokazała zdziwionym parafjanom w całym blasku.
— Ale, mój Julku, — odezwała się Cecylja — ja właśnie radabym, aby mnie jak najmniej widziano... dajże mi pokój!
— A, to darmo — rozśmiał się Julek — już tak po miasteczku o tobie roztrąbili, że i tacy, co na mszę nie chodzą często, dziś pewnie przyjdą, bo okrutnie ciekawi. Ksiądz wikary i Szmul rozgadali już, że takiej piękności, jak świat światem, nie widziano tutaj.
Panna Cecylja mocno się zafrasowała. W istocie być wystawioną na ciekawe wejrzenia tłumu, przyjemnem być nie może. Chciała tego dnia w domu pozostać, ale babka zaprotestowała. Któż wie? może się tą promieniejącą wnuczką pochwalić chciała. Nie było sposobu uniknienia ekshibicji. Panna Cecylja ubrała się jak tylko mogła najskromniej, prawie po podróżnemu, bo znane ubóstwo starościny czyniło to obowiązkowem. Wprawdzie to, co miała, winna była pracy własnej, ale teraz, gdy widziała stan Zawiechowa zbliska, niemal się wstydziła wytwornych strojów swoich.
Zakwefiona gęstym woalem niebieskim, w szarej sukience, podała panna Cecylja rękę staruszce; chłopcy szli za niemi. Dzień był piękny, ulica przepełniona, a przed kościołem stało mnóstwo osób. Ci jednak, co się tu spodziewali zobaczyć piękną pannę, omylili się mocno. Mogli tylko podziwiać zręczną jej kibić i przekonać się, że strojów nie lubiła.
Weszły do kościoła z babką i naturalnie zajęły miejsce w pierwszej ławce. Młodzież wybrała się cała pod ambonę i ołtarz świętego Antoniego, aby pochwycić choć wejrzenie przybyłej... Niepłonnie spodziewano się, iż zasłonka spadnie, gdy się na książce modlić zacznie. Tak się też stało. Niedowiarkowie,