Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

trzeba. W domu jednak różnie tam bywało, i nawet zaręczyny już po raz trzeci odkładano.
Po mszy wszyscy mężczyźni potoczyli się do restauracji, ciągnąc z sobą młodych Horyszków. W drodze pocichu mówiono o pannie Cecylji, a głośno o pannie Hannie i o wszystkich przeróżnych, nawet perkalikowych i siermiężnych pięknościach, które widziano w kościele. W restauracji już zastano osób kilka, między innymi sławnego kapitana Puparta, który nigdy do kościoła nie chodził i z tego zdawał się szukać sławy.
Oryginalna to była figura. Jak nazwisko świadczy, chlubił się, iż był synowcem generała Puparta, który walczył pod księciem Józefem. Pupart, także niegdyś wojskowy, służył w armji rzeczypospolitej francuskiej, potem pod Napoleonem i mógł mieć lat... może z osiemdziesiąt, ale o latach swych nie mówił nigdy. Dosyć słusznego wzrostu, wyprostowany, sztywny, z gębą, która po stracie zębów zapadła mu tak, iż broda zbliżyła mu się do nosa niebezpiecznie, z fajeczką w ustach prawie zawsze, w butach ze sztylpami i popielatym fraku, łysy jak kolano, kapitan Pupart był ulubieńcem młodzieży i mimo wieku grał jeszcze rolę młodego. Chlubił się tem, iż w nic nie wierzył, a o ludziach miał też jak najgorsze wyobrażenie i czynności ich wszelkie zwykł był tłumaczyć cynicznie egoizmem.
W istocie jednak gębę miał tylko brzydką i głowę pobałamuconą, ale serce wcale niezłe. Pupart niedaleko od Zawiechowa posiadał mały folwarczek, w którym mieszkała stara jego żona i zamężna siostrzenica. Nie miał już czem zajmować się w domu, bo go mąż siostrzenicy wyręczał; siedział więc zwykle w miasteczku, pił poncz w restauracji, grał w bilard i młodzież uczył swych teoryj, przedrwiwając tych, co inaczej wierzyli i mówili. Czasami, pod dobry humor, opowiadał z wojen epizody i bitwy, w których mnogie odniósł rany. Pamięć miał nadzwyczajną. Nigdy się