Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

ry — to po ludziach chodzi, tym się sposobem rodziny do dawnego blasku podnoszą.
— Ach! smutnyż to sposób! — odparła Cecylja. — Czyżby już innego jakiego znaleźć nie można?
Ksiądz wikary, który w prostocie ducha swego jakoś na żadną inną myśl nie trafiał, spojrzał zdumiony na Cecylję.
— No, a jakiż to sposób być może?
Panna zdawała się czekać, ażeby ksiądz jej go podyktował; ale on... milczał.
— Czemśby się zająć przecie mogli.
Ksiądz ruszył ramionami.
— Ale czemże? Szlachcie, a jeszcze takiego pięknego imienia, lada czego przedsiębrać nie wypada, no i nie wiem, czyby starościna się na to zgodziła. Pójść w służbę? — onaby się zagryzła... Wziąć dzierżawę? — niema z czego.
Panna Cecylja, po tem krótkiem badaniu, przekonawszy się, iż wikary żadną jej nie wesprze radą, westchnęła i umilkła. Poszli razem do starościny. Ksiądz Kulebiaka, widząc ją posmutniałą i milczącą, w drodze począł po swojemu ją pocieszać.
— Pan Bóg łaskaw... co tam znowu zbytnie troski... jakoś to będzie... Żeby takim dzielnym chłopakom się nie poszczęściło na świecie, to być nie może. Modlimy się za was wszyscy, a poczciwej staruszki modlitwa więcej, niż inne, warta. Od czegóż Opatrzność Boża? Zasmucił Bóg, to i pocieszy.
Takiemi zwykłemi ogólnikami starał się zacny ks. wikary pocieszyć pannę Cecylję; ale one jakoś niewielkie na niej czyniły wrażenie. Wchodząc do salonu, spostrzegli starościnę w okularach nad listem, a Piotruską przed nią w niedzielnej sukni w pasy, z założonemi rękami. Cecylja nie mogła się domyśleć, skąd był list, aż Piotruska jej na ucho szepnęła, trochę ją nabok odprowadziwszy.
— Nareszcie go sumienie ruszyło. List od marszałka. Ale co zawsze bywało dwa razy do roku przysyła