Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

głową potrząsając — teraz my zginęli bez powstania, teraz nam koniec nadszedł. Boże miłosierny! Taka, zdaje się, dobra, a uparta. Co jej w głowie? Ona tu wszystko do góry nogami przewróci. To nie może być... to sądny dzień!
Niespokojna Piotrusia, wdziawszy trzewiki na bose nogi, pocichuteńku poszła do starościny, która przy pacierzach jeszcze w salce siedziała. Klucznica oczy miała załzawione i fartuch przy nich. Staruszka zrazu posądziła ją, iż przyszła oznajmić o zgonie tej pstrokatej kury, która od dni kilku niedomagała... wszystkich bowiem wychowanic swych, czubatych i bez czubów, śmierć zwykła była Piotruska opłakiwać rzewnemi łzami.
— Co, Piotrusiu, — spytała — pewnie pstrokata zdechła?
— A gdyby już choć tyle biedy było — zaszlochała klucznica, której rozpacz co chwila wzrastała. — Paniunciu moja, królowo najdroższa! — poczęła, całując ją po rękach. — Czy pani nie widzi, co tu u nas się święci? To poczciwe, dobre dziecko, ta panna Cecylja, ale jej za temi granicami w głowie przewrócili; ona nas tu pogubi wszystkich do ostatniego. Jak zaczęła od pierwszego dnia, tak do góry nogami wszystko. Czyść tylko, szoruj, zamiataj... zguba ostatnia! My tu żyli tyle lat i trzymało się, i dobrze nam jakoś było. Niechżeno się pocznie rumacja, tak nas tu nie stanie i z głodu przyjdzie umrzeć. A to już, słyszę, ogrodu chce. Pani moja, królowo! A cóż ja pocznę? a gdzie ja co posadzę? Toć my z tego żyli!
I płakać zaczęła gorzkiemi łzami. Starościna stała, zupełnie już nie wiedząc, kto tu miał słuszność i co począć wypadało.
— Ale, moja Piotrusiu, — rzekła — uspokójże się.
— Naco nam te przeinaczania? Do czego się to zdało? — wołała klucznica. — My tu i głowy pogubimy, jak się zacznie nowe gospodarstwo.