Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/122

Ta strona została skorygowana.

ryś i Julek, do których z wezbraną na nowo czułością porwał się marszałek.
— Te kochane moje chłopaki!
Ściskając, mało ich nie podusił. Szczęśliwy był, rozłzawiony niemal... nie mógł wyrazić, co czuł, a starościna unosiła się ciągle nad sercem tego poczciwego Bolka.
Gdy się to działo w salonie, naprzeciwko Piotruska, mając przyjmować gościa tak wielkiego znaczenia, ręce łamała w niepewności, co i jak dać panu, tak nawykłemu do wygód. Szczęściem na zapytanie starościny, czyby się kawy nie napił, marszałek oświadczył, że ją przyjmuje, i Julek pobiegł zadysponować ten napój, który ze wszystkich najłatwiejszy był do przygotowania — śmietankę miała Piotrusia taką, że się jej wstydzić nie potrzebowała — tackę postanowiła przykryć całą serwetką, aby jej nagość nie raziła. Ponieważ pora była spóźniona już, spodziewała się, że może marszałek wieczerzy się wyrzecze, a modliła się o to, aby mieszkania w pałacu nie przyjął. Lecz gdy staruszka mu je zaofiarowała, a Henryk oświadczył, że pokój swój wyporządził, marszałek, chociaż już zajechał był do Szmula, od którego przyszedł pieszo i rzeczy swoje tam rozpakować kazał, po pewnym namyśle, spojrzawszy na Cesię, przyjął gościnność ciotki.
Nie wszystkim to może wypadło na rękę, ale honor był wielki. Posłano do kamerdynera, aby się przeprowadził do pałacu. Nigdy też może czulszym, serdeczniejszym nie widziano marszałka, jak teraz, nigdy więcej ochoczym do rozmowy i wynurzającym się. Szczególniej ubolewał nad brakiem dozoru u siebie w domu, nad trudnością znalezienia osoby, któraby dzieciom jego matkę mogła zastąpić. Zdawał się niesłychanie o los tych biednych robaczków troskliwym.
Pomówiwszy trochę ze starościną, parą komplimentami zaspokoiwszy chłopców, ze szczególniejszą sympatją zwracał się ciągle do panny Cecylji, która,