Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

będzie dogodne, przyjemne. Tyś do naszego ubóstwa nienawykła, a tam w domu dostatek.
— Babciu, mnie tu dobrze — zawołała Cesia. — Jeszcze się poznać nie dałam, ale się tu przydam... będzie nam lepiej wszystkim. Moja droga babciu, za nic, za nic w świecie! Nie nakłaniajcie mnie do tego, nie pojadę.
Stanowcza odpowiedź zamknęła usta staruszce; nie śmiała nalegać więcej, chociaż zakłopotana była, co temu poczciwemu Bolkowi odpowie. Przykro jej było zawód mu uczynić, postanowiła więc złagodzić odmowę i odłożyć na przyszłość nakłonienie Cesi.
Wkrótce zjawił się marszałek, obładowany łakociami i ciastkami, które przyniósł z miasteczka; lecz póki Cecylja była w pokoju, mówiono tylko o rzeczach obojętnych. Starościna umyślnie jej powierzyła coś, aby się mogła z Bolkiem rozmówić. Z twarzy jej domyślał się już nienazbyt pomyślnej odpowiedzi.
— A cóż? — spytał, przysiadając się. — Mówiła ciocia z Cesią?
— Trochę, — odparła starościna — ale z nią obcesowo nie można. Ja ją znam. Daj mi czas, ja powoli ją do tego skłonię. Myślę, że możeby wypadało, abyś ją i chłopców na jaki tydzień zaprosił. Zobaczyłaby dzieci, poznałaby dom...
— Ale bardzo chętnie! — zawołał marszałek.
— Tylko powoli, powoli, — przerwała starościna — nie naglij, nie gorączkuj się. My to zrobimy, zobaczysz.
Marszałek pocałował ją w rękę. Wchodząca Cesia, która się domyślała treści rozmowy w czasie niebytności swojej, znalazła kuzynka w nadspodziewanie dobrym humorze i odetchnęła swobodniej. Przysiadł się do niej marszałek ze zwykłej treści opowiadaniami o sobie, gdyż, skutkiem nałogu, o kim i o czem innem, jak o sobie, mówić nie umiał. Panna Cecylja była trochę weselsza i ostrożnie żartowała sobie z niego. Przybywający też chłopcy ożywili towarzystwo,