Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

— Im tego nie możesz mieć za złe, to przecie jest życie całej naszej młodzieży. Cóż szlachcic ma robić, jeśli do wojska nie pójdzie? Pobawią się, polatają, pożenią potem, no, i będą gospodarowali.
Cecylja zamilkła i spojrzała na zegarek. Kuzynek, dostrzegłszy to, wstał z fotelu.
— Droga kuzynko, — rzekł — mogę się pochlubić przywiązaniem do całej rodziny, ciocia oddaje mi w tem sprawiedliwość. Kocham Zawiechów cały, ale dziś jest on dla mnie droższy jeszcze, niż dawniej, gdym bliżej poznał kochaną kuzynkę, dla której czuję niewysłowioną sympatję. Ach, gdybym choć setną część jej mógł pozyskać!
Mocno zarumieniona Cesia, której rękę pochwycił i trzymał, obróciła to w żart i powiedziała co najprędzej dobranoc.
Zaledwie wyszedł, gdy Piotrusia, która bodaj pode drzwiami czatowała, wsunęła się, jakby przestraszona czemś i wzruszona.
— A co? jedzie on jutro, czy nie? Jak Boga kocham, jeszcze parę dni, to ja tu trupem padnę — zawołała.
— Nie wiem; zdaje mi się, że ruszy jutro po obiedzie.
— Po obiedzie! — tragicznie łamiąc ręce, z wyrazem strapienia powtórzyła Piotrusia — po obiedzie! A na obiad co ja mu dam? Chyba kurę, i to tę, co mi nieść zaczęła.
Uśmiechnęła się Cesia i wcisnęła jej na pociechę w dłoń kilka złotych, aby o pieczyste nie potrzebowała się frasować.
Oprócz starościny może czuły marszałek, po całych dniach mówiący o sobie, wszystkich znużył wielce. Henryk wysuwał się często, Julek ziewał, a Cecylja, z głową zwieszoną nad robotą, nie słuchała już nawet. Nie było go czem zająć i zabawić, bo go nic, oprócz niego samego, nie interesowało. Jakkolwiek parę dni, spędzonych w Zawiechowie, poświęcił szcze-