u nas niekoniecznie, to dlaczegóż nie ma jechać do takiego domu, gdzie tylko, słyszę, ptasiego mleka braknie, bo Józef powiada, że tam zbytek, od bażantów i od kuropatw na powszedni dzień. Niechajby my sobie spokojni zostali, jak bywało... Nam tu ze wszystkiem dobrze, byle nikt głowy nie mącił.
Przejęta tem przekonaniem i pewna, że kuzyn bliski nie może się kochać w krewnej, boćby to było obrazą Boską, Piotrusia z naiwną niezręcznością, która jej się wydawała mistrzowską sztuką, codzień prawie zachwalała Cesi marszałka, jego dostatki, dom i usiłowała obudzić w niej politowanie nad sierotkami. Niecierpliwiło to trochę pannę z początku, ale później już pozwalała jej prawić, co chciała. Czasem tylko rzuciła z uśmiechem:
— Piotrusiu, ty się mnie chcesz stąd pozbyć.
— A, jaka bo panienka niedobra! zaraz pozbyć! A jaż nie dla czyjego przecie dobra to mówię.
I na tem się kończyło.