kurzu i brudu misterne stolarskie dzieło, powyrywane kawałami, przegniłe i połatane deskami prostemi.
Salka ta przystała kobiecie, która w niej siedziała; czuć było, że obie razem się postarzały, zabrukały, wybladły i czekały razem ostatniej godziny, nadciągającej już z wiekuistym pokojem i zapomnieniem wiecznem. Biedna staruszka, zamyślona, przewracała, jakby z obowiązku, leżącą na kolanach robotę, wziąć się do niej nie mogąc. Parę razy otarła łzę chustką, zdawała się mieć mocne postanowienie zajęcia się czemś, ale sił brakło. Ręce opadały bezwładne, oczy patrzyły i nie widziały. Wreszcie położyła ją na stoliku, z kolan zsunąwszy, podparła się na ręku i zadumała głęboko.
Mrok też, nieznacznie, powoli zwiększający się coraz, jużby pracować nie dał, ale kobieta zdawała się nie wiedzieć o tem, tak jak o niczem, co ją otaczało, nie wiedziała.
Dość długo siedziała tak zadumana, gdy cicho i ostrożnie uchyliły się drzwi salki i głowa kobiety wsunęła się ciekawie, popatrzyła na siedzącą, zawahała się chwilę, chciała się cofnąć, wróciła znowu, aż cała postać małego wzrostu, niemłodej, ubogo ubranej jejmości stanęła w progu. Sługa tak wyglądała biednie jak pani, twarz miała tylko rozlaną, bladą, szeroką, głowę dużą, nie okrytą niczem, i z przysadkowatej figury można ją było o zbytek zdrowia posądzić, gdyby cera nie przekonywała o chorobie. Małe oczy mrużyła nieustannie; była brzydka, ale coś poczciwego, litościwego malowało się w rysach najpospolitszych w świecie. Ubiór prostotą i zaniedbaniem nie ustępował strojowi staruszki, więcej był tylko zastosowany do zajęć gospodarskich. Opasana grubym fartuchem, w butach na nogach, z kilku kluczami u pasa, założywszy ręce na piersiach, stała przybyła jejmość niepostrzeżona u drzwi, patrzyła na staruszkę, kręciła głową, widocznie z niej niekontenta i, odchrząknąwszy, dla oznajmienia o sobie, u progu, poczęła wol-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/14
Ta strona została skorygowana.