Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

z panną przywiozły, były pożyczone w sąsiedztwie i te zaraz po katastrofie odprawiono.
Zaczynało się na wczesny wiosenny brzask zabierać, gdy ksiądz Kulebiaka stanął u wrót zamkniętych. W pałacu wszystko spało... ani dzwonka nie było, ani stukać nie wypadało. Poczciwy wikary nie wahał się, trochę dalej odszedłszy, gdzie parkan był popsuty, przeleźć go i tym sposobem dostać się na stajenne podwórko. Szczęściem dla gorąca Andruszka spał na derkach w podwórzu. Gdy go ksiądz zbudził, nie mógł zrozumieć, co się stało, ale posłuszny zerwał się i poprowadził go na górę. Starali się iść jak najciszej, lecz innych schodów nie było jak główne, a ogromna sień pałacowa odbijała tak najmniejsze poruszenie, iż ciężki chód księdza wikarego rozległ się w niej zdradziecko. Piotruska, która wisusa Andruszkę posądzała o nocne wycieczki, usłyszała to i, okrywszy się chustką, wybiegła. Miała nocną lampkę w ręku i postrzegła zaraz księdza Kulebiakę. Strach ją ogarnął, tak że w miejscu wryta pozostała. Opóźnienie Henryka zpowrotem, okoliczność ta, iż Julek mu nie towarzyszył, pewne podejrzenia i przeczucia strwożyły biedną klucznicę. Ksiądz nie byłby pewnie wybrał jej za pośredniczkę, ale zobaczywszy, że wstała, zszedł ze schodów.
— Przeżegnaj się, acani, — rzekł do niej — zmów zdrowaśkę i żebyś mi tu lamentów żadnych nie czyniła. Pan Henryk chciał wykraść Hannę Sławczyńską i został postrzelony. Nic mu nie będzie, ale odchoruje. Trzeba drzwi otworzyć i pocichu wnieść go na górę.
Wikary tą wiadomością, jak młotem, uderzył biedną kobietę, która padła na kolana, zakrywając oczy.
— Moja kochana Piotruska, tu nie czas na łzy i narzekania. Będziecie płakali później; teraz proszę o posłuszeństwo i ciche zachowanie się!
Jak obłąkana zwlokła się w istocie posłuszna stara; ale łzy ciekły, dyszała i usta krzywiły się, wstrzy-