Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/156

Ta strona została skorygowana.
II.

Z uwielbieniem przypatrywał się zwykle zimny, sceptyczny, szyderski Hordziszewski pannie Cecylji. Z większą prostotą i skromnością, ciszej, skryciej prawie niepodobna było spełniać obowiązków, które bez odpoczynku, bez znużenia dnie całe i często noce zajmowały. Julek przychodził jej wprawdzie w pomoc, lecz przy najlepszych chęciach niebardzo był zgrabny i trochę leniwy. Siadał przy łóżku, ręce sparłszy na kolanach, dłonie w długie włosy wsunąwszy, patrzył to w ziemię, to na brata i stękał.
Cesia umiała nadzwyczaj zręcznie korzystać z okoliczności. Gdy tylko cokolwiek stan Henryka się polepszył, jednego dnia przybiegła z książką w ręku.
— Proszę was, — odezwała się — a jużci też tak cały dzień siedzieć i wzdychać niepodobna. Ja lubię czytać: spróbujmy; ręczę, że i was to obu zajmie. Musimy się czemś przecie rozerwać.
Wybór książek w początku tak był trafny, że chłopcy, do myślenia niebardzo nawykli, za kilka dni się niem rozbudzili. Julek zażądał książki do swojego pokoju, aby ją prędzej dokończyć, a Henryk począł się dopominać o czytanie.
Z czytania rozwijała się rozmowa, nie tak czcza, jak zwykle. Cecylja, która wiele podróżowała, czytając braciom podróże, wtrącała do nich objaśnienia różnych przedmiotów. Chłopcom się wiele zapomnianych rzeczy przypominało. Henryka szczególniej zajmowały nauki przyrodzone. Siostra przyniosła mu całą historję naturalną, popularnie wyłożoną, pełną rycin. Julek wolał poezję i historję. Jak dzieci, powoli, cierpliwie wdrażała obu do jakiegoś umysłowego zajęcia, ubolewając sama, że jako kobieta nie miała sposobności uczyć się tyle, ileby chciała.
— Mój Henrysiu, — mówiła raz do brata — gdy Bóg da, że wyzdrowiejesz, jaki rok, dwa koniecznie ci się stąd oddalić przyjdzie. Czemużbyś z tego nie