Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

miał korzystać i nie pojechać do jakiego uniwersytetu.
Henryk się roześmiał.
— A! to za późno.
— Jakto, mając dwadzieścia parę lat, za późno, tobie?
Zaczęła się śmiać i opowiadać, jak w Rzymie spotkała ambasadora hiszpańskiego, który, w 60 roku życia dostawszy dymisję, znudzony, nie mając co robić, począł się uczyć rysunku od kresek niemal, a że sztukę lubił i miał talent, we trzy lata historyczne malował obrazy.
— Łatwo mu to przyszło, — odezwał się Henryk — bo miał z czego żyć. Ale o czemże ja biedny mogę pojechać do uniwersytetu, albo podróże przedsiębrać.
— O, na oszczędną podróż dla nauki, — zawołała Cesia — ja ci znajdę fundusze.
Zamilkli.
Rozmowy te, przerywane, a powracające zawsze do tego samego przedmiotu, wesołe, łatwe, przykuwały obu braci. Marzono we troje o różnych a różnych rzeczach. Julek i Henryk często bardzo uskarżali się na ubóstwo i niemożność podźwignięcia się z niego.
— Moi wy drodzy, — mówiła Cecylja — gdy ja to słyszę od was, to tylko sobie stanem opuszczonym naszego kraju tłumaczyć mogę. Gdzieżby to kto słyszał zagranicą, żeby dwaj dobrze wychowani, roztropni, lubiący pracę chłopcy, jak wy, nie znaleźli sobie kopalni, z którejby rudę złotą dobywać mogli?
— Ależ poto trzeba jechać chyba do Kalifornji.
— Nie — odparła Cecylja. — Byłam w Holandji, w Belgji, w Niemczech w Erfurcie, a że bardzo kwiatki lubię, jak wiecie, biegałam po zakładach ogrodniczych. Czy wiecie, że z takiego kawałka ziemi jak nasz, a nawet z mniejszego, w Gandawie, w Erfurcie krocie mają dochodu?
Rzucona ta myśl utkwiła szczególniej w głowie