niego, ani doń zagadała. Wiedziała, że idzie i nie odwróciła się. Pocztyljon też nie odezwał się do niej; dobył z torby list i położył go jej na rękach.
W czytaniu klucznica nie była mocna. Na drukowanej książce szła rzecz znajoma gładko, nowa trochę opornie, pisanych zaś cyrografów, bo wszystko tak zwała, ani umiała, ani chciała decyfrowywać. Ograniczała się na wyczytaniu nazwiska w adresie. Przychodziły teraz i listy do panny Cecylji, ale te już mogła rozpoznać prędko, bo były gładkie, pachnące i składane inaczej. Tym razem list był jawnie i oczywiście „do jaśnie wielmożnej starościny“.
— To pewnie ten poczciwy marszałek! Daj mu, Boże, zdroweczko, napisał... otóż jejmość będzie rada! — pomyślała Piotruska.
Starościna siedziała w fotelu z tą robotą wiekuistą, która jej za kanwę do marzeń służyła, której ani rozpocząć nigdy na dobre, ani skończyć nie mogła. Triumfująco list przed nią położyła Piotruska i uśmiechnęła się. Starościna włożyła okulary, rozdarła kopertę, zaczęła czytać, pobladła mocno, ręce się jej trząść poczęły strasznie... krzyknęła przeraźliwie i osunęła się na fotel bez życia.
Piotruska poskoczyła do niej, nie wiedząc, jak ratować, gdyż nie było to zwyczajne omdlenie. Nie mogła jej przywrócić przytomności, zaczęła więc sama krzyczeć głośno w nadziei, że ktoś nadejdzie. Panna Cecylja, schodząca ze schodów, usłyszała głos ten i przybiegła. List leżał na stoliku otwarty.
Starościnę, po przeczytaniu jego, raził atak apoplektyczny.
Było to ohydne, bezimienne, pełne obelg, naigrawania się, odgrażań i proroctw pismo, które podyktowała zajadła nienawiść. Dowiedziała się z niego, a raczej domyśliła babka o prawdziwej przyczynie choroby Henryka. Przeszłość cała domu Horyszków, wszystkie potwarze ludzkie, jakie o nich złość tylko rozgłaszać mogła, a obok tego proroctwa nędzy za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/160
Ta strona została skorygowana.