Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

a usposobienie to przypisywać musiał Mazurowicz przywiązaniu do Henryka.
Po modlitwie Cecylja wyszła, dla rozporządzenia domem, siląc się, aby być panią siebie.
Piotruska już swoją drogą starościnę ubrała, zlewając łzami, w najlepszą z sukien i z pomocą dwóch babek kościelnych złożyła ją w tym samym saloniku, na niskim tapczanie, staremi dywanemi pokrytym. Dała jej w ręce krzyżyk z odpustami, przy którym modlić się lubiła, i obrazek patronki. Julek zapłakany przyniósł z ogrodu kwiatów i gałęzi zielonych i dokoła ten ubogi katafalk obsypał niemi.
Zapalono świece, otwarto okna, ksiądz Kulebiaka rozpoczął modlitwy. W starym cienistym ogrodzie słychać było zapamiętale śpiewające słowiki, które zdawały się piosenką swą wróżyć koniec boleści ziemskiej i wesele wiekuistego żywota.
Walka była skończona. Zwłoki, które tu spoczywały, należały do kobiety, która niegdyś świetne w społeczeństwie zajmowała stanowisko, której uśmiechała się przyszłość, młodość spłynęła w dostatkach, którą los, odzierając stopniami ze wszystkiego, przywiódł do sieroctwa, do nędzy... nauczył i zmusił cierpieć. Ostatnia jej chwila była jeszcze niewysłowioną boleścią.
Gdy tylko drzwi salonu otwarto i ciało wystawione zostało, natychmiast z miasteczka schodzić się zaczęli ciekawi, choć pora była dosyć spóźniona. Stawali popatrzyć na tę twarz spokojną, wypogodzoną zgonem, wyschłą i męczeństwem opromienioną. Zapłakał niejeden. W pałacu, oprócz kroków, które się rozlegały w sieni, cicho było jak w grobie. Cecylja, znużona, na chwilę odeszła do swojego pokoju, gdzie i Julek popłakiwał — gdy wikary przyszedł do niej.
— Jutro pogrzeb być nie może, — odezwał się, siadając — najprzód że i trumna niegotowa, no... a potem i na marszałka czekać potrzeba.
Cesi dopiero teraz na myśl przyszedł ten człowiek,