Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/169

Ta strona została skorygowana.

W spojrzeniu tem malowała się taka pewność siebie, taka wola silna i tak niewzruszone postanowienie, że nim odpowiedź usłyszał, pan Bolesław już, przeczuwając ją, zmieszał się nieco.
— Nie umiem słów znaleźć na podziękowanie — odezwała się powoli. — Wierz mi, kochany wuju, iż tę ofiarę zachowam w sercu, jako drogą pamiątkę, bo przychodzi w chwili, gdy nikt nam ręki nie podaje, gdy tylko serce tak szlachetne, jak wasze, mogło się zdobyć na to... Ale chciej mnie posłuchać i zrozumieć. Ja o sobie nie myślę, ja przyszłości nie potrzebuję żadnej. Umiałam się ze swym sierocym losem pogodzić... Idzie mi jednak o braci i dla nich chcę pracować. Przygotowałam się poniekąd do tego zadania. Nauczycielka z powołania, chcę dla nich stać się siostrą-przewodniczką. Więcej od nich widziałam świata; miałam sposobność, jeśli nie nauczyć się czegoś, to spojrzeć przynajmniej na naukę. Ich wychowanie było zaniedbane, niedokończone. Jako siostra, winnam im najprzód sama siebie i chcę a muszę pozostać z nimi.
Marszałek okazał pewne zniecierpliwienie.
— Jest to nadzwyczaj piękne i szlachetne, ani słowa, — odezwał się — ale pozwól sobie powiedzieć, że oni obaj są w tym wieku, w którym już opieka nauczycielki ustać powinna. Mogłabyś się porwać na to, czego nie zdołasz spełnić. Miłość braterska zaślepia kochaną kuzynkę.
— Pozwólcie mi spróbować — wtrąciła Cecylja.
— Za kosztowna to może być próba, a istoty takiej, mówię to bez pochlebstwa, szkoda do pracy, którą mniejszą ofiarą, a z lepszym może skutkiem, kto inny podjąć potrafi. Zresztą ja także i o nich myślę. Julka biorę do swojej kancelarji... urzędowa karjera...
Cecylja podniosła oczy.
— Nie wiem, czy Julek czuje do niej powołanie, i zdaje mi się, że jego usposobienie...