Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

sobie łez tych pięknych oczu do wyrzucenia. Czyń, co chcesz. Zgadzam się na wszystko. Złamałaś mnie. Nie wiesz, jaką masz potężną władzę nade mną. Ustępuję, bo nie miałbym siły ani się wyrzec tych drogich węzłów, które nas z sobą łączą, ani ci się sprzeciwiać. Czyń, co ci się podoba... O jedno tylko proszę, błagam: pozwól mi stać na straży, zwać się twym opiekunem i przyjść ci w pomoc, gdy się przekonasz, iż poezja, niestety, w obłokach świeci, ale na ziemi nie kwitnie.
Tu westchnął. Cecylji zrobiło się lżej; podała mu rękę, którą, zamiast uścisnąć, ucałował aż nadto gorąco.
Ujęło ją to wzruszenie, w które uwierzyła. W chwili gdy zdawało się grozić zerwanie, nastąpiło pewne zbliżenie i rozmowa przeniosła się na zmarłą staruszkę, na przeszłość, na Zawiechów. Marszałek wrócił zręcznie do poddanej myśli sprzedaży.
— Proszę mi wierzyć, — rzekł — że nie dlatego to mówię, abym się upierał przy swoich planach; ale potrzebuję zrzucić ciężar z sumienia. Kochana kuzynka wie, że u nas wszystko się robi przez wpływy i stosunki. Marszałek, który umie chodzić około tego, może w powiecie zrobić, co zechce. Zawiechów tak jak jest, z tą ruiną, z tym ogrodem, z tym kawałkiem gruntu jałowego, niewart nawet kilku tysięcy rubli, a na lazaret ja — ale tylko ja — mogę go sprzedać za kilkanaście, a może i do dwudziestu dociągnąćby się dało. Jest to jedyna w świecie sposobność. Nikt pewnie nie ceni wyżej pamiątek naszych, jak ja. Gdyby nie interesa, nie straty, jabym sam Zawiechów kupił. Mnie się serce krajać będzie, widząc go sprofanowanym; ale dla was choć po kilka tysięcy rubli funduszu, to jakby z nieba spadły dar.
— Masz słuszność, kochany wuju, — cicho odpowiedziała Cecylja — tem bardziej że ja mojej części się wyrzekam w każdym razie. Bywają w życiu wy-