padki, w których i łzami oblaną pamiątkę trzeba poświęcić dla ocalenia niepodległości, a jednak ja proszę...
— A ja milczę i rozkazom jestem posłuszny, — rzekł szybko marszałek — bo, proszę mi wierzyć, każde słowo kochanej Cesi jest dla mnie rozkazem.
— Kochany wuj mnie popsuje — odezwała się z uśmiechem smętnym Cecylja, wstając. — Pójdźmy do Henryka.
Marszałek podał jej rękę i w najlepszej zgodzie poszli na górę. Tu rozmowa była obojętna, a siostra, przebywszy chwilę z braćmi, znużona, potrzebując odpoczynku, wysunęła się do swojego pokoju. Niezupełnie jeszcze była spokojna. Nieszczęsny ten list bezimienny, który nosiła przy sobie, palił ją jak ogniem; kilka razy przebiegała go z oburzeniem i łzy stawały jej w oczach. Ten, co śmiał nim dobić nieszczęśliwą staruszkę, mógłże z pochwyconą gdzieś potwarzą, raz jej używszy, zamilknąć? Człowiek, co to uczynił, mógł się posługiwać tą bronią przeciwko rodzinie. Wieść o tem mogła dojść do marszałka, do braci, z innego źródła, a milczenie obwinionej za przyznanie się do winy mogło być wzięte.
Chociaż pan Bolesław nie obudzał w niej ani zbytniego zaufania, ani sympatji, postanowiła po namyśle pokazać mu list i rozmówić się z nim otwarcie.
— Uwierzy mi, czy nie, ale należy do rodziny, niech więc wie wszystko.
Myśl ta, której powzięcie wiele ją kosztowało, gdy raz się w niej utwierdziła, prawie ją uspokoiła.
— Tak uczynić powinnam — rzekła sobie.
Marszałek nie wyrywał się, swoim zwyczajem, na obiad. Zabrawszy z sobą Julka, poszedł do restauracji, nie chcąc być ciężarem w domu, w którym mniej niż kiedy było porządku i usługi. Po południu obaj mieli powrócić.
Przez te dni Cesia chlebem prawie żyła i kawą, gdyż od biednej Piotrusi niczego wymagać nie było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/173
Ta strona została skorygowana.