Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

nic, choćby wyznanie najprzykrzejszem się stało. Czytaj pan.
Marszałek chciwie porwał szarą ćwiartkę papieru, najprzód starannie rozpatrując się w jej powierzchowności. Twarz mu się zaczerwieniła... począł przebiegać pismo. Cecylja, stojąc przed nim, wlepiła weń oczy, czekała tej chwili, gdy dojdzie do miejsca, w którem o niej była mowa. Marszałkowi zadrżała ręka, oczy na nią podniósł, oniemiał.
— Stoi tam, — poczęła spokojnie obwiniona — czytałeś, kochany wuju, stoi, żem splamiła poczciwe imię nasze, żem z zaufaniem wprowadzona do domu zacnego wniosła doń niepokój, zerwała węzły święte, dała się obłąkać sercu lub nikczemnej rachubie. Nieprawdaż? tak tam stoi... Czy wierzysz temu?
Marszałek milczał.
— Lecz jakiż mógł być powód stworzenia tak ohydnej potwarzy? — rzekł po chwili.
— Powód był — spokojnie ciągnęła dalej Cecylja, siadając i głowę sparłszy na ręku. — Pan hrabia Sulejowski żonaty jest z kobietą, która go nie kochała nigdy. Małżeństwo znalazłam, przybywszy do tego domu, najnieszczęśliwszem. Chciałam się oddalić, ale nie puszczano mnie. Nie mogłam nigdy posądzić pana hrabiego, by na mnie rzucił okiem. Pracowałam nietylko nad ich dziećmi, ale nadaremnie usiłowałam przywrócić tam pokój i zgodę, gdzie ich nigdy nie było. W pierwszej chwili, gdym mogła nie postrzec, ale domyśleć się ze strony hrabiego tego uczucia dla mnie, w które nie wierzę, które było pańską jakąś lekkomyślnością i fantazją, pożegnałam ich natychmiast. Napisałam do babki, wróciłam tutaj. Oto jest prawda cała. Ale hrabia rozwodzi się z żoną, która oddawna domagała się rozwodu... to mogło dać powód do potwarzy... Zbyt jestem dumna, — dodała Cecylja — zbyt czuję godność swoją, abym posądzona nawet być mogła.