Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/180

Ta strona została skorygowana.

— Ale cóż za kobieta! — zawołał po długiem milczeniu.
— Jaśnie panie — odparł, rękę podnosząc, stary Żyd. — Kobieta, kiedy ma w sercu miłość albo nienawiść, straszniejsza od mężczyzny. To głupi człowiek, że się z nią ożenił.
— Cóż na to radzić?
— Ja nie potrafię — rzekł Szmul. — Jedna jest tylko osoba, któraby rozumem i sercem mogła tu dać radę, ale tej się takich rzeczy mówić nie godzi.
— Panna Cecylja?
— Tak jest — odparł Żyd. — Pan Bóg ją sam tej familji zesłał. Takich kobiet na świecie mało. Ona — dodał z zapałem — wie jasny pan co, ona warta być... mężczyzną.
Mimowoli uśmiechnął się marszałek, który z ludźmi pospolitymi nie zwykł był szafować patetycznością i bywał, jak go Bóg stworzył.
— Na mężczyznę byłaby za piękną.
— A na kobietę — dodał Szmul — ona jest za rozumną.
Przebijało się w tem Salomonowskie, biblijne pojęcie o kobiecie. Zamilkli chwilę; marszałek rozmyślał.
— Poślijcie po Julka, — zawołał — wszak Julek wie o listach?
— On sam je do miasta odnosi — szepnął Żyd i wnet otworzył drzwi, aby zawołać myszuresa.
Marszałek rozmyślił się, że najlepiej było posłać konie, które stały przed gospodą, i natychmiast przez okno dał rozkaz kamerdynerowi. Szmul tymczasem starego wina przyniósł i pomarańcz, bo dawnym obyczajem wielce był gościnny.
W dobry kwadrans zdyszany i zdziwiony Julek się zjawił, w oczy patrząc wujowi, poco go jeszcze mógł wzywać. Szmul zaraz się wysunął.
— Julku, kochanie moje — odezwał się pan Bolesław. — Tam u was z obawy, aby Cesia nas nie pod-