nać, łagodzić i tłumaczyć, że w oczach prawa, w oczach ludzi, Henryk z całą swą miłością był przecie winien, a Mazurowicz usprawiedliwiony. Dla spokoju siostry, rodziny, dla uniknienia nowych klęsk, należało zerwać stosunki i zemstę zostawić samej wypadków kolei, zapewniającej aż nadto, że Henryś znajdzie mściciela.
Julek, pozornie czy istotnie, dał się ukołysać, a wreszcie przyrzekł, iż powoli na brata wpływać się będzie starał.
— Ale niech wujaszek nie myśli, żebym ja miał wielką nadzieję Henryka przerobić. Przyznam się, że gdyby mnie tak kto pokochał, i jabym był nielepszy.
Marszałek zmilczał, czuł bowiem, że był także grzeszny i lękał się znowu jakich przypomnień. Zakończył rozmowę uściskiem.
— Mój Julku, proszęż cię, bo widzisz... do czego te skandale? Ludzie i tak na was koso patrzą, przyjaciół do zbytku nie macie... Dla Henryczka świat otwarty... znajdzie inną. Tak mu mów, proszę cię... i żeby tym listom dał pokój. Nie wiedzieć co! nie wiedzieć co!
Na tem się rozmowa skończyła. Pan Bolesław wyjechał, spoglądając ku pałacowi i wzdychając na wspomnienie pięknej siostrzenicy, co także nie było przykładne, a Julek zwolna pociągnął ku swojej pustce.
Od czasu upadku majątkowego rodziny, która wprzódy całą okolicę zamożnością i życiem wytwornem gasiła, wszyscy ci, co ją objadali, co się łasili około starościca, co mieli się za szczęśliwych, gdy ich do Zawiechowa zapraszano, powoli od niego usuwać się zaczęli. Otwierały się oczy, znajdowano, że upadek ten spowodowany był własną winą; w postępowaniu osób, dawniej uwielbianych, odkrywano wiele