Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

Po dwóch dniach walki z sobą, panna Cecylja trzeciego ranka wstała z mocnem postanowieniem wzięcia się do porządku, obejrzenia pałacu i obmyślenia, coby się z niego uczynić dało. W pustce takiej mieszkanie było niedogodne, smutne, groziło zresztą ruiną, którą każdy dzień czynił bliższą. Pałac, jak mówiliśmy, ze starych murów ekonomji i myśliwskiego zameczka przerobiony, stał na maleńkiej wyniosłości, frontem obrócony do miasta. Przy ostatniej restauracji na przyczółku jego przylepiono gipsatury, dziś w znacznej części pootłukane, w których się wróble i jaskółki wygodnie gnieździły. Wystawiały one połączone herby Horyszków i starościny, otoczone armaturami, chorągwiami, kotłami, rogami obfitości i godłami, które się już dobrze teraz rozpoznać nie dawały. Gmach był bardzo rozległy, z dwoma bocznemi pawilonami, z dziedzińcem wpośrodku, którego czwartą ścianę stanowiły stajnie i wozownie. Wyschła, ocembrowana sadzawka, w której niegdyś miał być wodotrysk, środek jego zajmowała.
W pałacu tylko część głównego korpusu jeszcze była mieszkalna i jeden róg od ogrodu; — reszta stała z oknami pozabijanemi, pusta, lub zarzucona gruzem i sprzętem bez wartości. Kilka izb w jednem skrzydle zajmował Żyd na magazyn zbożowy. Dach, dawniej gontowy, w znacznej części pokrywała teraz słoma. Oprócz tych kilku pokojów i sal, które zajmowali starościna, Piotruska, a na górze chłopcy, panna Cecylja reszty prawie nie znała. Przypominała ją sobie dzieckiem, ale wówczas te ciemne izby, korytarze, sale tak dla niej były straszne, iż nigdy do nich nie zaglądała. Należało to wszystko obejrzeć i starać się uczynić użytecznem. Miasteczko się murowało, cegła i kamień były mu potrzebne. Zostawiając główny korpus nietknięty, sprzedać można było materjał pozostały. Nikomu to za życia starościny na myśl przyjść nie mogło, gdyż staruszka nie byłaby dozwo-