nią... dłonią grzebać w ziemi, a duszą i myślą być w niebie — to nasze zadanie! Patrz, mój bracie: jedni padają w tym boju na błotnistym zagonie, twarzą w kał... i już nad kał nic nie widzą; drudzy idą z oczyma podniesionemi ku niebu i lecą kędyś w przepaści. Nam, skazanym na walkę, trzeba jedną ręką orać na życie powszednie, drugą na wieczne się modlić!
Mówiła tak natchniona, z oczyma zwilżonemi, i Julek, który się uśmiechał w początku, spoważniał. Uderzyło mu serce — zrozumiał pierwszy raz, że życie ma cel i że bez steru i żagla z łódką na morze rzucać się nie godzi.
Cesia postrzegła wrażenie, jakie jej mowa uczyniła, i uśmiechnęła się, nie chcąc odrazu zbytnią surowością zrażać brata.
— Julku mój, — rzekła — wyobraź sobie nas wszystkich troje, siedzących na tych gruzach, które dokoła opadają, i płaczących bezsilnie, starzejących się w nędzy i znużeniu życiem próżniaczem. Cóż to za okropna dola! Postaw obok tego nas troje, budzących się zrana do zajęcia, czynnych, śledzących owoc i postęp swojej pracy, wesołych z dopełnionego obowiązku, wyprzedzających się do roboty, pomagających sobie wzajemnie. O, wierz mi, mogą nas spotkać zawody — może się nam wieść lub iść trudno i twardo; ależ nie jestże rozkoszą łamać się z tem, co staje na drodze, i zwyciężać?
Chwilę szli milczący przez stary ogród.
— Lecz najprzód — dodała — zacząć od tego potrzeba, aby Henryka stąd wyprowadzić, gdzie dla niego życie jest zbyt trudne, wspomnienia zbyt bolesne. Rok, dwa spędzone nad nauką, uspokoją go i wróci do nas dojrzalszy. Twoim obowiązkiem, jako brata, skłonić go do tego, przekonać, że inaczej być nie może. Henryś nawet może się prędzej wyleczyć w Warszawie. Damy mu listy polecające... Niech jedzie, niech co prędzej jedzie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/197
Ta strona została skorygowana.