Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

niej życia niema. Gdy oręż wypada z dłoni — a i pług jest orężem... dłoń idzie w grób, choćby żywa była.
Mówiła z zapałem, oczy jej płonęły. Julek chwytał myśli i słowa.
— Tak — odpowiedział — do dziś dnia byłem najleniwszy z ludzi; ale od jutra będziemy pracowali... nieprawdaż?
Cesia się roześmiała radośnie.
— Pójdźmy nawracać Henryka! — zawołała.
Wesoło, jak dzieci, pobiegli, wyprzedzając się, ulicą ogrodową. Piotruska, która stała w oknie, postrzegła to i ruszyła ramionami.
— Warjaty ta młodzież! I to chce tu gospodarować! Świszczypałki! Choćby i ta panna Cecylja, i tej w głowie pstro.
Całemi dniami rodzeństwo siadywało u łóżka Henryka. Cesia przynosiła tu robotę, książki, a częściej jeszcze wszystkie myśli, które w braci przelać chciała.
Z Henrykiem szło ciężej, choć się nie sprzeciwiał. Słuchał milczący, napozór zgodny, nie wypowiadając swych myśli, ale siostra czuła, iż go ująć i przekonać nie mogła. Były chwile, gdy się zdawał poddawać jej radom i woli, lecz zostawiony sam sobie, wracał do marzeń, któremi truł się i żywił.
Julek, który zupełnie już teraz zamiary siostry podzielał, pracował zosobna nad bratem w chwilach, gdy byli sami. Nie mógł jednak wymóc na sobie, aby go pozbawić listów od Hanny, nie umiał odmówić pośrednictwa w przesyłaniu odpowiedzi. Te listy żywiły w piersi Henryka najdziksze marzenia. Zgadzał się wszakże na wyjazd do Warszawy, a Cesia, choć nie śmiała powodów wyznać doktorowi, błagała go, ażeby pozwolenie wyjazdu przyśpieszył. Henryk o kulach już chodził, zdawało się jednak, iż podróży nie zniesie, a odbywać ją musiał nieinaczej, jak na prostej bryczce trzęsącej, bo innej nie mieli. Stare powozy, oddawna nieużywane, choćby je można było poprawić, wymagały więcej koni i kosztu znaczniej-