Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem — rzekł Szmul cicho i nieśmiało. — Jeżeli się to na nic nie zda, a sądzę, że z tym człowiekiem i wy nic nie poradzicie, to nacóż macie się narażać na jego grubjaństwo i dawać mu pociechę pomszczenia się jeszcze straszniejszego... w żywe oczy?
— Tu nie o mnie idzie, — odpowiedziała Cecylja, narzucając chustkę i biorąc pośpiesznie kapelusz — idzie tu o los rodziny, o pamiątki dla nas drogie. Miałabym sobie do wyrzucenia, gdybym zaniedbała, co jest w mocy mojej. Poprowadź mnie, wskaż, idę!
Stary Żyd stał w progu, patrząc na nią z poszanowaniem i litością. Nie mówił słowa. Cesia ubrała się prędko, cała drżąc ze wzruszenia, i wyszła.
Po drodze nie spotkali nikogo i niktby jej też był nie poznał, bo szła ubrana skromnie, zakwefiona i chyba postawa szlachetnaby ją zdradziła. Szła tak żywo, że stary ledwie mógł za nią podążyć. W rynku wskazał dom, doprowadził do drzwi, i, gdy te się otworzyły, sam pozostał w sieni. Cecylja weszła śmiało, odrzucając z twarzy zasłonę.
Sławczyński, oczekując na godzinę, wyznaczoną mu do podpisania umowy, nadąsany, że ją zwleczono, siedział porozpinany, bez chustki, na kanapie. Przed nim stała szklanica grogu. Straszny był dzikim twarzy wyrazem. Na widok wchodzącej do pokoju nieznajomej kobiety, której piękność, ruchy, ubiór domyślać się kazały położenia w świecie nierównie świetniejszego, niż ono było w istocie, zdumiony sędzia przypuszczał zrazu, że to była omyłka. Poruszył się nieco.
— Pan sędzia Sławczyński? — odezwała się Cecylja, której rozpacz dodawała odwagi.
— Tak jest, — zawołał — spinając surdut naprędce i wysuwając się z za stołu, stary, nie wiedząc jeszcze wcale, z kim miał do czynienia. — Czem służyć mogę?
Odetchnąć potrzebowała chwilę śmiała kobieta, nim mówić zaczęła.