Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

wie czekał, by dano do stołu. Żona, spojrzawszy nań, poznała odrazu, że musiało mu się coś udać uczynić jej na przekorę, tak był wesół i szyderski.
Pod koniec milczącego obiadu, w czasie którego gburowate chłopisko pozwoliło sobie poświstywać dla przepędzenia czasu, a Hanna siedziała, nie patrząc nawet na niego, Mazurowicz, gdy słudzy wyszli, rozśmiał się głośno.
— Gdzie to Hanna listy teraz będzie posyłała, jak tu pana Henryka i ich wszystkich nie stanie?
Żona śmiało na niego spojrzała.
— Tak, tak, — dodał — ojciec się do nich wziął, a on nie popuści... będą musieli precz iść, bo im ten murowany chlew ich zabierzemy i pójdą z torbami. Tak, tak!
Zbladła pani Mazurowiczowa — chociaż jej przywiązanie do Henryka było tylko fantazją, którą upór podtrzymywał; ale niewieście serce ulitowało się i oburzyło na to prześladowanie całej rodziny, dla znęcania się nad nią. Zimno odpowiedziała mężowi:
— Nie będzie pana Henryka, to będzie kto inny. Młodych chłopców nie braknie, co się we mnie kochać zechcą, a na złość wam pierwszego lepszego wezmę. Wszystkich trudno powypędzać z powiatu.
Mówiła to niby spokojnie, ale głos jej drżał i powieki się zwilżyły. Mazurowicz zaciął wargi.
— Jednemu się w nogę dostało, drugi po łbie oberwie, a trzeci, jak się nawinie, po sercu. Kul jest dosyć i ręka mi się jeszcze nie trzęsie.
— I do pana też kto strzelić potrafi, a niezawsze chybiają i inni... zobaczymy.
Wstała od stołu. Mąż postrzegł, że się pochwyciła za głowę i musiała oprzeć na krześle, bo się pod nią nogi zachwiały, a w głosie czuć było łzy. Na te oznaki czułości wpadł w większą jeszcze wściekłość. Nie patrząc na niego, wyszła Hanna z pokoju, a w kwadrans potem służąca biegła z listem do stajni. Mąż czatował w oknie i dognał ją, nim go wysłać pośpieszyła.