Mazurowicz się nadął, ale nic nie odpowiedział.
Przyniesiono mu siana na tapczan i położyli się spać.
Panna Cecylja, powróciwszy do pałacu, zamilczała zrazu wszystko przed braćmi i zamknęła się u siebie. Była zmuszona uciec się do marszałka, wiedziała, że jej prośbie zadość uczyni, ale zaciągnąć względem niego obowiązki, było to dla niej nad wyraz wszelki ciężkiem i wstrętnem. Przez te sześć lat nowicjatu na wielkim świecie zbyt wiele spotykała wejrzeń męskich, skierowanych ku sobie, ażeby się na ich znaczeniu omylić mogła. Czytała w oczach marszałka płoche sobą zajęcie, chętkę zawiązania jakichś serdecznych stosunków, których początki byłoby wygodnie osłaniało pokrewieństwo, a końca ani on sam nawet nie widział jasno. Stary bałamut marzył, że mu to uprzyjemni życie i nie rozpatrywał się w następstwach. Dlatego panna Cecylja chciała być — o ile możności — niezależną od niego, aby mu praw nie dawać żadnych do zbyt pofnych stosunków, do wymagań wzajemnych.
Musiała wszakże pisać, prosić i może nawet być mu winną ratunek. Łzy się jej potoczyły z oczu. Była to może pierwsza ciężka nad wyraz ofiara dziewczęcia dla spokoju rodziny. Marszałek, ze swą demonstracyjną czułością, gadatliwością, egoizmem i pychą, obudzał w niej prawdziwy wstręt, którego zwyciężyć nie mogła.
Ale on jeden członkiem był rodziny, on jeden miał znaczenie i mógł coś dla nich zrobić. Rada nierada, siadła list pisać. Julka, który nadszedł, odprawiła pod jakimś pozorem i drżącą ręką nakreśliła kilka słów, malujących położenie.
Wśród pisania dopiero przyszło jej na myśl, że marszałek w tej sprawie był bardzo wątpliwym