Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/219

Ta strona została skorygowana.

bia chce mieć przyjemność zaprezentowania mu się. Pan Bolesław niezmiernie tytuły szanował i zbliżanie się do większego świata, spoufalanie z nim było jedną z jego słabości. Wyszedł więc naprzeciw gościa i dwaj panowie, prawie równie wyelegantowani, wyświeżeni, z tą różnicą, że hrabia mniej był mowny i wymowny, stanęli naprzeciw siebie.
Hrabia Sulejowski nie domyślał się wcale uczuć, jakie panna Cecylja obudzała w marszałku; wiedział tylko o bliskiem pokrewieństwie i chciał jak najuprzejmiej zbliżyć się do rodziny.
Z wielkim wdziękiem i wyszukaną grzecznością oświadczył, że czuje się w obowiązku przeprosić marszałka, iż nieznajomy utrudzać go śmiał listem, ale okoliczności tego wymagały... i t. p.
Marszałek pośpieszył skłamać, iż na list natychmiast ze szczegółami odpisał.
Listu tego, naturalnie, nie odebrał hrabia, musiał gdzieś zaginąć. I zaczęto na tę nieregularność poczt naszych utyskiwać.
— Co się tyczy klucza bobrynieckiego, — dodał marszałek, dobywając jak najwykwintniejsze cygaro i ofiarowując je gościowi — było to dla mnie zadaniem nader drażliwem powiedzieć coś na korzyść lub niekorzyść majętności, która ma i swoje „ale“ i swoje „za“; lecz wogóle piękny to majątek, choć zrujnowany, jak u nas wszystkie, wymagający nakładów znacznych.
Hrabia słuchał ciekawie.
— Czy pan hrabia zawsze trwa w zamiarze nabycia?
— Jestem z pewnych względów zmuszony szukać kupna majątku — odparł hrabia. — Mam kapitał, który chciałbym umieścić w ziemi. Majątek, w którym dotąd mieszkaliśmy, dla osobistych moich okoliczności, stał mi się niemiły; majątki w Królestwie drogie.
Marszałek zmilczał. Kwaśno mu było.
— Oglądał go pan na miejscu?