Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

Hrabia westchnął.
— Już nabycie spełnione... punkta podpisane.
— A! — zawołał marszałek zimno — więc pozostaje tylko powinszować i cieszyć się tak godnym obywatelem, który nam przybywa.
Hrabia skłonił się lekko.
Rozmowa wszczęła się chłodna, o rzeczach obojętnych. Ludzie ci byli może nadto do siebie z pewnych stron podobni, ażeby mogli zbyt sympatyzować ze sobą. Hrabia miał więcej uczucia i szlachetności, więcej serca... ale zewnętrzną stroną obaj godzili się, tonem, wychowaniem, obejściem.
Sulejowski nie zapytywał wcale o rodzinę marszałka, on zaś wahał się coś o niej wtrącić, ciągle się sam siebie pytając, czy ma o Cecylji wspomnieć lub nie. Nareszcie zdało mu się, że zanadto bliskim był jej krewnym, by mógł nie wiedzieć, w jakim domu ostatnie lata spędziła, a milczenie o tem mogło ściągnąć posądzenie, iż się czegoś domyślał.
— Pan hrabia mi daruje, — wtrącił pod koniec rozmowy — gdy go spytam, czy daleka moja krewna, panna Cecylja Horyszkówna, u którego z krewnych pańskich była guwernantką?
Hrabia z wielką przytomnością umysłu, jakby się spodziewał zapytania, nie zarumieniwszy się i nie dając znaku, jak dalece go to obchodziło, odparł powoli i dobitnie:
— Panna Cecylja bawiła w naszym domu. Nadzwyczaj nam przykro było obojgu, a szczególniej żonie mojej, że stan zdrowia i potrzeba wypoczynku zmusiły pannę Cecylję do porzucenia nas. Dla mnie, gdyby była dłużej chciała mojemi córeczkami się opiekować, byłoby to wielką rękojmią ich wychowania, którem się, niestety, niepokoję wielce, będąc zmuszony rozstać się z żoną i przy niej córki zostawić.
Powiedział to spokojnie, naturalnie, a marszałek, wyznaniem tem nieco zmieszany, zamilkł na chwilę.