Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

— Wchodzę w nader przykre położenie hrabiego — rzekł nareszcie.
— Wspomniałem o tem, — dodał Sulejowski — bo rozwód nasz całemu światu jest wiadomy i powody jego nikogo nie krzywdzą. Kazano nam się pobrać i musieliśmy żyć ze sobą. Związek to był czysto konwencjonalny; lecz i żona moja, i ja uczuliśmy, że mamy prawo od życia zażądać czegoś więcej, nad takie chłodne, choć na szacunku oparte stosunki.
Zwierzenia te nie wymagały odpowiedzi i pan Bolesław zmilczał, westchnąwszy tylko.
— Ja tu właśnie w interesie rodzeństwa panny Cecylji przybyłem, — odezwał się, pomilczawszy. — Ona i jej bracia zagrożeni byli wywłaszczeniem z ostatniego kąta. Szczęśliwy jestem, że jeszcze w porę przybywszy, mogłem temu uciskowi zapobiec i im usłużyć.
Marszałek, wcale nie spodziewający się tego, by w siedzącym naprzeciw siebie człowieku, obcym i niedawno przybyłym, znalazł sprawcę oswobodzenia, pochwalił się niem niezręcznie i dał odrazu hrabiemu miarę swojego charakteru.
Usłyszawszy te wyrazy, hrabia się wyprostował; uśmiech niepostrzeżony przesunął mu się mimowolnie po ustach. Potem minę nastroił poważną, chłodną, oczyma trochę zdziwionemi popatrzył na antagonistę, wstał zwolna z krzesła i z tą samą grzecznością wyszukaną, ale nierównie ceremonjalniejszą, nie chcąc już rozmowy przeciągać, pożegnał go i wyszedł.
Przechodząc sienią, hrabia smutnie się uśmiechał sam do siebie.
Marszałek pozostał zamyślony. Pomimo chłodu i umiarkowania w rozmowie, gdy szło o pannę Cecylję, czuł w tym człowieku rywala i, chociaż położenie dawało mu wiele nad nim przewagi, sam przed sobą przyznawał, że z nim się mierzyć nie mógł.
Zamiast jednak ostudzić jego fantazję dla pięknej kuzynki, rozżarzyło ją to owszem. Marszałek czuł, że