Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

tona, pochwalić się włoską „Queen onion“, którą i wujaszek nawet znajdzie doskonałą. Dlaczegóżbym jej poczciwym współrodakom nieoszacowanego mojego przyjaciela Szmula nie miała sprzedawać?
Marszałek dziwnie wydął usta.
— Przyznaję się, — rzekł kwaśno — że ja tym nowym, postępowym pojęciom nie hołduję. Jestem zakuty, stary szlachcic, brzydzę się handlem, niekoniecznie smakuję w przemyśle i sądzę, że szlachta jeszcze się nie przestarzała i ma posłannictwo swoje.
— Ja także tak sądzę — odpowiedziała skromnie Cecylja. — Zdaje mi się, że ma powołanie przodowania, bo jest lepiej od innych klas społecznych wyposażona. Ma tradycje, ma wykształcenie, ma inteligencję. Ponieważ dla ludzkości nadeszła epoka pracy, zatem my, szlachta, i tu przodem iść powinniśmy.
— Nie rozumiem cię, kochana kuzynko — zawołał pan Bolesław. — Są prace, na które szkoda ludzi. My możemy robić coś lepszego, niż sadzić cebulę. Twój uczony ogrodnik lepiej to potrafi od ciebie, a osoba tak wykształcona, jak panna Cecylja, mogłaby właściwiej użyć talentów swych i darów umysłu.
— Kochany wuju, — odparła śmiało gosposia — trochę swobody należy się choćby i najbiedniejszej istocie, a wybór pracy jest prawem, którego nikt nie może nam zaprzeczyć. Owóż siostrzenica pana marszałka popróbowała zawodu, do którego zdało się jej zrazu, że była przeznaczona; rozwijała główki jasnowłose... otwierała oczki niebieskie, aby prosto na świat patrzyły. Lecz niestety! na tej drodze tyle ją cierni spotkało, tak odboleć musiała, że stokroć dziś woli patrzyć na rozwijające się pączki kwiatów i pracować w pocie czoła, byle być swobodną, panią siebie.
— Są gusta i guściki! — dorzucił marszałek kwaśno.
Było około godziny dziesiątej.
W płóciennym spencerku wszedł, przerobiony na