Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

Wszak prawda, kochany panie Praski, że na rok przyszły z warzywem się popiszemy?
— Z warzywem? — zawołał, podnosząc oczy, ogrodnik — ano, proszę... nie powstydzę się wyboru i doboru, począwszy od kapusty. Ludzie słupiec będą! Lubekska, magdeburska, grecka centnarowa. Z sałat Wheelers‘a Tom Tumb i smakoszów zadowoli, nie mówiąc już o perpignańskiej i fryzowanej bostońskiej.
— A cebula? — podchwyciła złośliwie Cecylja.
Marszałek stał, w boki się wziąwszy, nie kryjąc złego humoru.
— Cebuli się też nie powstydzę — rzekł Praski. — Alliump cepa... ho! ho!... trzydzieści gatunków, tak jest! Teneryfską można jeść gotowaną za przysmak. Niech tylko ludzie zdrowi kupują i jedzą, na wykwintnych przysmakach nie zbraknie... Karafjoły azjatyckie, cypryjskie, greckie, jakich dusza zapragnie!
Praski, raz zaczepiony, byłby mówił bez końca, ale gość stał jak na mękach i panna Cecylja, pożegnawszy starego, poszła sama oprowadzać wuja, pokazując mu olbrzymie inspekta, ananasarnię, oranżerje i szkółki, dopiero przysposobione. Wszystko to z wytwornym niemal porządkiem było utrzymane i wyglądało wspaniale. Marszałek się jednak wcale nie zachwycał. Przygotowania te były mu w większej części niezrozumiałe, a upór siostrzenicy go gniewał.
— Bardzo pannie Cecylji powinszuję, — rzekł wkońcu, widocznie znudzony — jeżeli te wszystkie kołki wydadzą owoce i jeśli się olbrzymie wydatki powrócą, w co ja niewiele mam wiary, przyznaję się. U nas wszyscy nawykli zadowalać się jak najprostszemi rzeczami, które od wieków są pod ręką.
— Tak, bo nic się innego nie nastręczało — dodała Cecylja.
Przeszedłszy ogród wzdłuż i wszerz, wcale nie nawrócony, a zmęczony mocno, marszałek powrócił do domu, a że Cesia na chwilę się oddaliła, mając coś do