Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

Na tem zakończył marszałek.
Nastąpił obiad wcale dobry, acz niezmiernie prosty... a po obiedzie, widząc, że tu niema co robić i że napróżnoby się kusił o nawrócenie, pan Bolesław, po krótkiej rozmowie z Cesią, zabrał się do powrotu.
Chociaż nie podobało mu się postępowanie siostrzenicy, sama ona mimo to zbyt była zachwycającą, ażeby wobec niej chłodnym mógł pozostać. Usiłując ją sobie ująć, na odjezdnem znalazł chwilę, by jej pomoc pieniężną zaofiarować. Cesia zarumieniła się mocno, podziękowała serdecznie, ale zaręczyła, że jej nie potrzebuje.
— W tej chwili — szepnęła — byłoby to grzechem, gdybym przyjęła ofiarę, nie będąc do tego zmuszoną. Lecz... jeżeli, co być może, moje środki się wyczerpią, z ufnością udam się do wuja.
Miły uśmiech i podanie ręki ujęły pana marszałka. Począł się znowu skarżyć na swe osamotnienie, na serce, które nikomu oddać się nie mogło, choć pragnęło... przedstawił się sentymentalnym, melancholicznym, stęsknionym. Piękna Cesia obróciła to w grzeczny żart, ale zwinęła się tak ze zmianą przedmiotu rozmowy, zagadała tak czemś innem, iż wkońcu nie pozostawało marszałkowi, jak tylko odejść.
Julek go przeprowadził.
Pan Bolesław, wprędce jakoś kazawszy zaprzęgać, ruszył kwaśny z Zawiechowa.
Zmiany, jakie tu zaszły, nie jednemu tylko marszałkowi do smaku nie przypadały; sąsiedztwo całe kosztem ich się bawiło. Usiłowano szydzić i w żart obracać wszystko, co się tu działo; ale byli i tacy, co pozazdrościli pannie Cecylji najprzód zużytkowania murów, które bardzo korzystnie sprzedano, a potem urządzenia całego domu i ogrodu.
Krytykowano nadzwyczajnie czystość, którą nazywano zbytkiem, rachubę na ogród, a ciekawość była tak podbudzona, iż ludzie nawet poważni podkradali