Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

aby nie usiłował w jakikolwiek sposób wcisnąć się do ich domu. Bardzo ostrożnie i nie zdradzając się, przestrzec się starała Julka, aby unikał spotkania się z hrabią. Uczyniła to zręcznie, bynajmniej mu nic nie szkodząc w opinji brata, pod pozorem, że stosunki z ludźmi, do innych sfer majątkowych należącymi, są dla ubogich ciężarem.
Julek, ostrzeżony, a wierzący siostrze, w istocie kilka razy otarł się prawie o hrabiego, nie poznawszy się z nim osobiście. Widział go zdaleka, mówił o nim dużo Cecylji, wypytywał, ale ta go zbyła ogólnikami. Zdaje się, iż Sulejowski, acz bardzo nieśmiało i ostrożnie, szukał środków, aby się zbliżyć do rodziny w Zawiechowie. Przysłano stamtąd po Praskiego, który miał dosyć czasu, by obejrzał ogród przy rezydencji hrabiego. Spytał Cecylji o pozwolenie, którego ta odmówić nie mogła, aby starego nie pozbawić zarobku. Powróciwszy, poczciwy zrzęda opowiadał swej pani o hrabi, o dworze, o oranżerji i ogrodach. Znalazł tam wszystko w ruinie. Miano mu dać chłopaka do nauki. Spytał więc znów o to, czy go przyjąć może, przedstawiając, iż dwoje rąk daremnych nie byłoby do odrzucenia. Cecylja ani broniła, ani zalecała. Zostało to w zawieszeniu.
Ona i Julek, nie mając czasu i ochoty do oddalania się z domu, nie byli też narażeni na spotykanie się ani z Sulejowskim, ani z dawnymi sąsiadami i przyjaciółmi Horyszków. Kościół był jedynem miejscem, w którem ich widywano, a i tam starali się nie widzieć nikogo i być jak najmniej na oku.
Ksiądz Kulebiaka, po śmierci starościny, jakkolwiek zawsze wielce przyjazny domowi i przywiązany do Julka, w zdaniu o tem, co się działo w Zawiechowie, niemal się godził z poczciwą Piotrusią. Nie podobały mu się innowacje, za śmiałe, może zbyt energiczne postępowanie młodej osoby. Przychodził, ale rzadziej, i jakoś mu tu już nie było tak raźnie, tak swobodnie, jak za dawnych czasów.