Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

chał pierwszej myśli. Marszałka Ryngold nie lubił, a przed żoną nazywał go komedjantem.
Z drobniejszej szlachty, oprócz kapitana Puparta, który bywał wszędzie, a którego w Żytkowcach zawsze się starano do wiary świętej katolickiej nawracać, co się jednak nie wiodło — godzi się wspomnieć pana Drapackiego, któregośmy już raz widzieli, zakutego szlachcica-domatora, i pana Heljodora Żyznę, właściciela wsi, sławnego myśliwego i koniarza, który, napróżno szukając posażnej panny, najprzód w okolicy, potem w coraz większych odległościach od gniazda, nie potrafił do lat czterdziestu upolować tej zwierzyny. Prawda, że powabny nie był, ale figurę miał piękną. Twarz czerwona, brodawkowata, z nosem, który przypominał pięknie wyrosły kartofel, byłaby nawet wstrętliwa, bo i oczy miał zawsze płomienisto-czerwone, gdyby nie bardzo piękne wąsy, uprawiane starannie. Wąsy te jednak były prawie anachronizmem teraz, gdy u kobiet są w małej cenie; za Jana III byłby niemi może serca podbijał. Człowiek był dobry, usłużny, Pupart tylko o nim mówił, że prochu nie wymyślił.
Mniej więcej taki był skład zawiechowskiego sąsiedztwa, w chwili gdy panna Cecylja rozpoczynała swój zawód ogrodniczy, a hrabia Sulejowski wstępował w obywatelstwo. Majątek pana marszałka, Odręby, leżał już poza granicami, jakie zwykle to, co się zwie sąsiedztwem, obejmują.
Gdy klucz bobryniecki został sprzedany, a nowy dziedzic się tu wprowadził, którego tylko zdala w miasteczku najrzano, ciekawość była wielka poznania go. Nie śpieszył wszakże z odwiedzinami. Jeden z najpierwszych miał go u siebie Sławczyński. Ten, gdy się u niego o hrabiego dowiadywano, mówił:
— At, sobie pan i hrabia, jak oni to wszyscy.
Sama sędzina chwaliła go bardzo. Szmul, który, bez przesady, wiele na opinję ogółu wpływał, odzy-