Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/249

Ta strona została skorygowana.

wał się o hrabi z uszanowaniem i czcią tak głęboką, iż ludzie jej sobie wytłumaczyć nie umieli, a on, zapytany, nie wyjaśniał, dlaczego miał takie przekonanie. To pewna, że słowo starego Żyda dało pierwszy popęd do widzenia przybysza z lepszej strony. Uratowanie Zawiechowa było tajemnicą dla wszystkich. Panna Cecylja wiedziała tylko, że Sławczyński zrzekł się projektu i że obawiać się więcej nie było czego.
Zaprzężony do pracy Julek, który dawniej w sąsiedztwie bywał, musiał odwiedzin zaniechać; młodzieży też nie zapraszał do siebie, wiedząc, że to Cecylji będzie niedogodne. Gdy parę razy ktoś się do niego zjawił, przyjmował go na górze u siebie, a siostra się wcale nie pokazywała. To odstręczyło ciekawych. W Zawiechowie pusto było, ale tu życie płynęło przy pracy z tak niepojętą szybkością, że Julek, któremu czas dawniej bardzo się długi niekiedy wydawał, wydziwić się nie mógł, jak mu teraz leciał niepochwycony. Dnie były zajęte całe; wieczorem zaś trochę muzyki, czytanie, rozmowa, układanie nasion, korespondencje ledwie spocząć dawały.
Na wieczerzę zwykle przybywał Praski, który obiad jadał w domku ogrodowym. Ubierał się naówczas w bardzo porządny, ale odwiecznego kroju, z wielkim zatoczystym kołnierzem surdut czarny, w rękę brał chustkę od nosa i przy stole bawił rozmową albo o hybrydach, albo o karłowatych drzewach, lub o kulturze szpalerowej owocowych latorośli i t. p. Można się od niego było wiele nauczyć, bo żył tylko ogrodem i botaniką. Dla niego reszta świata istniała tylko o tyle, o ile była z roślinnym w stosunku. Całe stworzenie ogniskowało się dlań w roślinie. Chociaż mogło mu spowszednieć to, czego się codzień dotykał, najmniejszy kwiatek wprawiał go w zachwycenie. Praski, który po niemiecku i nieźle po francusku sam się nauczył, a czytał wiele, był rodzajem filozofa-samouczka, wielbiciela natury, czasem dziwne i oryginalne miewającego pomysły. W jego