Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

wiek o tyle tylko wyższy od innych istot, że u niego ta ofiara jest albo może być dobrowolną.
Przy wieczerzy puszczał się tak ów filozof samorodny w gawędy, ale zrana, wyszedłszy do ogrodu, milkł i pracował jak parobek. I to mu się w Juljanie podobało, że się nie wahał ręki do pracy najgrubszej przyłożyć. W życiu nie był wcale wymagający; zadowalał się tem, co mu dawano, — słowem, lepszego współpracownika panna Cecylja wybrać sobie nie mogła. Trochę dziwactwa należało mu przebaczyć. Kochał się, naprzykład, utrapienie w kaktusach i do nich miał słabość, a właśnie najbrzydsze i najpoczwarniejsze były mu najulubieńszemi. Niektóre woził ze sobą i nie rozstawał się z niemi. Miał też fantazję próbek wszelakich, to wschodzenia ziarn w odmiennych warunkach, to poddawania roślin różnym doświadczeniom, jak naprzykład gdy powoje wijące się w lewą stronę odkręcał naodwrót i czatował, co też z tego będzie. W istocie rośliny się buntowały i wracały do wrodzonego kierunku, bo i one mają swą wolę i najpotulniejsza w świecie fasola zgwałcić się nie daje, gdy raz zaczęła się wić około swej tyczki, jak jej Pan Bóg przykazał.
Na takich rozmowach, doświadczeniach, na ciężkiej pracy około ogrodu upływał czas szybko. Dziwna rzecz: gdy w mieście często nadzwyczaj było trudno o robotnika i wymagania płacy były największe, do ogrodu w Zawiechowie cisnęli się ludzie i żądali prawie za mało. Nikt na to nie zwracał uwagi, że wszyscy ci tak ochoczy parobcy przychodzili z Bobryniec, lubo się do tego nie przyznawali.
Po Praskiego często przysyłał hrabia Sulejowski pod pozorem różnych reform, rad i t. p., chociaż miał u siebie ogrodnika. Zwykle sam, bardzo się jakoś tem zajmując, wychodził do starego, zawiązywał z nim rozmowę, rozpytywał go zręcznie i — potem dziwnym sposobem to, czego brakło, czego dostać by-