Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

ło trudno, zjawiało się niespodzianie przez kogoś nieznanego, przypadkowo, narzucone niemal.
Okazało się, że w Bobryńcach samych była na sprzedaż niezmierna ilość świeżo sprowadzanych z Erfurtu, z Hagi, z Gand roślin, cebul, płonek, których hrabia nie potrzebował i oddawał je za bezcen. Gdy Praski pierwszy raz, proprio motu, uczynił podobne nabycie, oznajmiając o tem pannie Cecylji wielce uradowany, zmieszała się i dała do zrozumienia, że wolałaby mieć to z innego źródła.
Praski, niewtajemniczony w przyczynę, nadąsał się.
— Dlaczego, — rzekł — nie korzystać, kiedy to tam powyrzucają i pognije? A toby już był grzech nie do przebaczenia.
Zamilkła panna Cecylja, ale tak jakoś była smutna, że Praski, postrzegłszy to, postanowił sobie w duchu nie wszystkiem się chwalić, bo brał to za przesadzoną delikatność.
Jesień nadchodziła szybko. Marszałek, po ostatniej bytności swej w Zawiechowie, nie dawał znaku życia. Do jesieni tak ogromnie postąpiły wszystkie roboty około ogrodu, że ci, co zdala to widzieli lub zasłyszeli o tem, poczęli nawet przesadnie głosić o tych cudach. Żartowano sobie z początku, lecz wkońcu zaczynano wierzyć, że z tego coś być może.
Przeistoczenie tej ruiny, tego pustkowia w dom prawie piękny, ogrodu zdziczałego w wytworny, gruntów zajałowiałych na szkółki, wyprowadzenie słowem czegoś żywego z trupich gruzów zaczynało obudzać ludzką ciekawość. Polepszenie gospodarstwa, skromny dostatek domowy potrafiły nareszcie dokazać tego cudu, że nawróciły Piotruską.
Nieprędko to przyszło i niełatwo. Zrazu widziała wszystko w barwach najczarniejszych, zwolna jednak zaczęła przyznawać, że to lub owo udało się.
— Ślepej kurze! ślepej kurze! — szeptała z początku.