Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

— I któż to tak tem rozumnie zarządził? — zapytał podkomorzy.
— Któżby miał inny, jak nie nasza panienka, proszę pana podkomorzego, ta, co ją na rękach bębnem jeszcze nosiłam. To państwo pewnie nie słyszeli — mówiła dalej. — Jak u nas poczęła się wielka bieda, to panna, choć miała wówczas zaledwo szesnasty roczek, wyprosiła się z domu i poszła służyć, z przeproszeniem, po pańskich domach do dzieci. A co przez ten czas sama rozumu nabrała, to strach! To, powiadam jaśnie państwu, tylko patrzyć i stać, a dziwować się, jak ona wszyściutko wie i umie i jak sobie radzi. A kto paniczami pokierował? Ona. Posłała pana Henryka na naukę, prawie gwałtem... bo to państwo słyszeli, co my z nim mieli za utrapienie, a Julek to przy niej się uczy, gdyby student. A co ona z niego zrobiła!... kto to tam wszystko rozpowie? Ja już tylko płaczę, a modlę się, bo to cud Opatrzności.
— Słyszeliśmy, słyszeli, — wtrącił podkomorzy — a ja i oto jejmość radzibyśmy oczyma własnemi zobaczyć. Ale jak to tam teraz do was dostąpić?
— Jak? — zawołała uradowana wielce Piotruska — ale co znowu? Panienka sama jedna. Żeby choć żywa dusza się z dawnych przyjaciół i łaskawych dowiedziała do niej. Bóg widzi, byłaby rada.
Podkomorstwo spojrzeli po sobie.
— No, a gdyby po obiedzie, zjadłszy tu, zajechać na chwilę — rzekł stary — co jejmość na to?
— Z duszy z serca! byle... byle...
I spojrzała na Piotruską, która aż ręce załamała, a potem rzuciła się podkomorzyny rękę całować.
— Uczyńże to, pani, uczyń, a Chrystus Pan ci to policzy, jako dobry uczynek. Że panna przyjmie z wdzięcznością, to już ja w tem.
I znowu, jakby się naradzając z sobą, popatrzyli na siebie podkomorstwo, gdy czarno ubrana, skromniuchno, ale z tym wdziękiem, który jej nigdy nie